Forum Disorder Heaven Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
[KyoxToshiya] mein kampf. [M][Y]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Disorder Heaven Strona Główna -> One-shoty / Dir en Grey
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
karyaa
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 1:01, 12 Sie 2009    Temat postu: [KyoxToshiya] mein kampf. [M][Y]

TYTUŁ: mein kampf.
DATA: 23.07.2002
PARA: ToshiyaxKyo
GATUNEK: angst, romans
OD LAT: +16
OSTRZEŻENIA: łagodne sceny erotyczne.
NOTKA AUTORSKA:Informuje tylko, że z dwa lata nie pisałam fikow do diru. I chyba od tego czasu przestałam jakiekolwiek fiki umieszczac gdzies, oprocz lj.



2009


Choć nieraz patrzyliście z niedowierzaniem na to, co robię, nigdy mi się nie przeciwstawialiście. Kaoru kiedyś próbował, zwłaszcza na początku, ale szybko zrozumiał, że nie ma to sensu. Zawsze postępowałem jak chciałem, i nic nie było w stanie wpłynąć na moją decyzję. Pomimo mojego despotycznego charakteru nie wygadało na to, by mieli do mnie pretensje. Die chciał wyciągnąć nieraz na piwo, Shinya pytał o gojenie się ran, Kaoru wzywał lekarza, gdy było źle z moja kondycją fizyczną, a Toshiya, cóż, po prostu był i szczerzył się do mnie tymi krzywymi, a potem trochę bardziej prostymi, zębami. Być może postępowali tak, ponieważ moje wybryki stały się naszym elementem charakterystycznym, dały nam sławę i pieniądze. Nigdy nie przywiązywałam do tego, aż tak dużej wagi. Oni z kolei byli kolegami, dobrymi, ale tylko kolegami. Spędzenie z kimś 10 lat nie sprawia, że stajesz się ich przyjacielem, nieważne jak długo i często się ze sobą przebywa. Z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej zmęczeni sobą, gdzieś się podział ten entuzjazm sprzed lat, kiedy potrafiłem się uśmiechnąć do fanów. To nie była wina nikogo z nas, tego jestem pewny. Są rzeczy, na które człowiek nie ma wpływu. Wierzyli w to, że przetrwamy, nowa płyta miała nas pobudzić do życia i pokazać z jeszcze lepszej strony.

Nie powiedziałem im, tak było wygodniej, poza tym nie wiedziałem jak zareagują. Złość, wściekłość zniósłbym bez problemu, ale gdyby zaczęli patrzeć na mnie z litością nie wiem jakbym postąpił. Wolę ich przerażenie czy strach, niż współczucie. Parę słów o tym, że odchodzę i wracać nie zamierzam. Jeśli chcą niech grają dalej – w sumie, życzyłem im tego. Bez wariata pomiędzy nimi mogliby przypuszczenie być normalnym zespołem. Kontaktu nie zostawiam żadnego, stamtąd, dokąd jechałem, nie zamierzałem się z nikim kontaktować, nawet nie byłem pewny czy będę mógł.

2010

Drzwi otwierają się pomału, ale nie daję po sobie poznać, że je słyszę. Jesteś zdenerwowany, nie rozumiesz, co pielęgniarka do ciebie mówi, wyduszasz, więc mało inteligentne ’co?’ i nerwowo oglądasz się dookoła. Jestem pewien, że pokój w żaden sposób nie przypomina pomieszczenia z Twojego wyobrażenia. Zero bałaganu, pustych ścian, a nawet krat, które zapewne sobie wyobrażałeś. Zamiast tego zastajesz dość przyjazne pomieszczenie o jasnooliwkowej barwie ścian, parę abstrakcyjnych obrazów na ścianie i kilka mebli, z których największy, czerwoną kanapę właśnie zajmuję.
Kobieta, nie doczekawszy się Twojej reakcji, powtarza, co mówiła. Masz zawołać jak skończymy rozmowę i nie martwić się, bo ktoś będzie za ścianą. Próbujesz uśmiechnąć się, ale zamiast tego na Twojej twarzy pojawia się grymas. Pielęgniarka wychodzi, zamykając drzwi i zostawiając nas samych. Zastanawiasz się czy to normalne, że właśnie tak postępują ze swoimi klientami. Słowo na ‘p’ nie chce przejść Ci przez gardło, choć doskonale wiesz, kim tutaj jestem. Rozmyślasz nad tym czy to, że możemy porozmawiać sam na sam, jest jakimś specjalnym moim przywilejem, bo przecież zawsze byłem traktowany wyjątkowo. Równie dobrze może to być nagroda za dobre sprawowanie albo fakt, że sam się tutaj zgłosiłem.
- Nie gryzę – mówię, choć nie podnoszę głowy. Nie boisz się, ale nie podchodzisz. W końcu unoszę wzrok i lekko się uśmiecham. To właśnie na ten znak czekałeś, po chwili siadasz na fotelu obok, dalej jednak woląc nie narażać mnie na szok, jakim byłby kontakt z innym człowiekiem. W końcu nie pamiętasz żeby ktoś, chociaż raz, mówił, że mnie odwiedził. Wiele osób zamierzało to zrobić, ale myśl o przyjściu do takiego miejsca sprawiała, że nagle zmieniali plany, wypadało im coś ważnego. Nie dziwię się, słowa ‘dom wariatów’ zawsze budziły jakieś przerażenie, strach i obawę przed osobami stamtąd. Dodając do tego to, że sam chciałem tutaj trafić, nie poprawia tego.
- Co tam, Hara? - pytam jak gdyby nigdy nic, dopiero teraz odwracając się do Ciebie. Zmieniłem się, wyglądam lepiej niż wtedy, kiedy widziałeś mnie po raz ostatni Prawie nie mam cieni pod oczami, a i chyba przybyło mi z dwa-trzy kilo. Wyglądam młodziej niż rok temu, być może dzięki temu, że nie ma śladu po zaroście. Znowu widać moje dziecięce rysy twarzy, z których czasami żartował Daisuke. Choć oczywiście nadal nie przypominam normalnego, zdrowego człowieka.
- Idioto... – mówisz cicho, a głos Ci się załamuje. Pewnie wiele kosztuje Cię przyjście tutaj i oglądanie mnie w takim miejscu. Kiedyś wyznałeś mi, że uważasz mnie za najsilniejszą osobę, która znasz. Tymczasem ja uciekłem do tych czterech ścian by nie patrzeć więcej na ludzi, nie mieć z nimi kontaktu. Zapewne zawiodłeś się na mnie, pewnie zresztą nie pierwszy raz. Przez chwilę czuję wyrzuty sumienia, ale wiem, że musze pamiętać, dlaczego tutaj jestem, z jakiego powodu.
- Dawno trzydziestka na karku, a chcesz płakać jak małe dziecko? – dogryzam mu. Widzę jak jego ręce zaciskają się na kolanach, ale gdy patrzy mi ponownie w oczy nie jest to już wzrok chłopca, którego poznałem ponad 12 lat temu, a dorosłego mężczyzny. Zastanawiam się czy na tę zmianę miało wpływ moje odejście. Gdziekolwiek nie byliśmy i czegokolwiek nie robiliśmy, ty zawsze odwracałeś się w moją stronę, patrzyłeś, co ja zrobię i dopiero wtedy wykonywałeś jakiś ruch. Teraz jednak musiałeś zacząć żyć samodzielnie i to sprawiło, że w końcu musiałeś, choć trochę dorosnąć.
- To nie ja zachowuję się jak idiota i znikam bez śladu. Wiesz jak długo Cię szukaliśmy? Ile czasu spędziłem obdzwaniając chyba wszystkich ludzi, z którymi miałeś kontakt, by w końcu dowiedzieć się, że sam się wysłałeś do psychiatryka? Nawet ja nie postąpiłbym tak egoistycznie! Zostawiłeś nas, cholera, zostawiłeś nawet mnie bez żadnego wyjaśnienia. Wytłumacz mi to, idioto! – ostatnie zdanie już wykrzykujesz. Mówiłem coś o dorastaniu? Zapomnij o tym, cofam to. Zachowujesz się jak kiedyś, wpadasz w histerie. Może to normalna reakcja zwykłego człowieka, w sumie to nie wiem, nie jestem zbyt dobry w relacjach ludzkich. Pielęgniarka zagląda, by sprawdzić czy wszystko dobrze, a po chwili znowu jej nie ma. Patrzysz na mnie z wyrzutem, czekając na odpowiedź, której i tak nie dostaniesz. Przynajmniej nie taką, jaką byś chciał. Pomimo tego wszystkiego, jest mi źle. W przedziwny sposób jesteś mi w jakimś stopniu bliskim człowiekiem i zawsze czułem potrzebę chronienia Cię. Gdy Kaoru tracił cierpliwość do Twoich błędów i rozważał zmianę basisty nigdy się na to nie godziłem, kiedy nie miałeś się gdzie podziać, przygarnąłem Cię. Szkoda, że nikt nigdy nie był wstanie ochronić Ciebie przed mną samym.
- Chodź tu – mówię, a po chwili Twoje długie ramiona obejmują moją talię, a Ty przytulasz się do mnie mocno, uspokajając się. W tym momencie nienawidzę siebie, za to, co chcę zrobić i pojawia mi się myśl o zmianie decyzji, którą natychmiast odpycham. Nie mogę tutaj być, zwłaszcza z Tobą. Kyo nigdy tutaj nie należał. Tooru owszem, ale on umarł, wtedy dwadzieścia lat temu, kiedy zobaczyłem jak brudny i obrzydliwy jest ten świat, kiedy poczułem to na własnej skórze. Od tego momentu, na początku nieświadomie, a potem z pełną premedytacją, robiłem wszystko, by siebie zniszczyć. A dzisiaj miało nastąpić apogeum tego trudu.
- Chcę Ci coś dać – podnosisz zdziwiony głowę i czekasz. Sięgam po gruby zeszyt lezący obok i wręczam mu go. Zaczyna go otwierać, ale łapię jego rękę i nie pozwalam mu na to. – Dopiero jak wrócisz do domu. Schowaj.
- Co to? – pytasz, posłusznie chowając prezent do torby. Zastanawiam się jak wytłumaczyć Ci to, abyś zrozumiał na tyle ile trzeba. – Teksty piosenek?
- Powiedzmy, że takie moje ‘mein kamp’, tylko, że dotyczy ogólnie ludzi. Moje przemyślenia, jak przeczytasz to zrozumiesz. – widzę, że chcesz zadać pytanie, więc pochylam się i całuje Cię, by oderwać Cię od tego. Nie protestuję, kiedy Twoje ręce schodzą niżej, tak samo wtedy, gdy ściągasz, że mnie ubrania, a ja zostaje nagi. Patrzysz ze współczuciem, ale również lekką fascynacją na moje rany i całujesz je, schodząc coraz niżej. Pozwalam tobie na wszystko, bo w porównaniu do Ciebie wiem, że więcej to się nie zdąży. Możesz myśleć o tym jak o pożegnalnym prezencie, szkoda, że nie masz czasu się nim delektować. Czas odwiedzin kończy się nieubłaganie, a Ty nie potrafisz wstać z kanapy i mnie zostawić.
Pielęgniarka jest na tyle przyzwoita, że nie wchodzi, a tylko puka do drzwi, informując, ze zostało pięć minut. Ubierasz się pomału, nie przestając na mnie patrzeć, a gdy tylko możesz pochylasz się i ponownie mnie całujesz.
Twój czas się kończy, podchodzę z Tobą do drzwi i pozwalam Ci się przytulić. Obiecujesz, że wpadniesz jeszcze w tym tygodniu i uśmiechasz się. Po chwili wychodzisz, jeszcze raz patrząc na mnie. Zastanawiam się, czy jest możliwość, że Twoja ciekawość weźmie górę i zaczniesz czytać moją książkę już w samochodzie. Wolałbym nie, wtedy mógłbyś mi przeszkodzić, a przecież nie o to chodzi. Chcę by to się stało, a Ty kiedyś – dzięki mojej notatce na końcu z prośba o wydanie tego – stał się tym, który rozpowszechni jeszcze bardziej moje kontrowersyjne poglądy. Ciekawi mnie to, jak bardzo będziesz cierpiał, gdy dowiesz się o moim odejściu. Zapewne będziesz żył do końca życia ze świadomością, że gdybyś zrobił coś innego, skojarzył fakty, nie doszłoby do tego. Obwiniając siebie, nie będziesz mógł żyć normalnie. W końcu znienawidzisz mnie, a to uczucie zaprowadzi Cię do piekła.
A tam, z radością, powitam Cię ja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tess.
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowa Sól/Zielona Góra

PostWysłany: Wto 15:57, 18 Sie 2009    Temat postu:

Nie zryczałam się tylko przez ilość literówek i błedów interpunkcyjnych, które kopały mnie po oczach. Pozwoliłam sobie dwie poprawić, wybacz - tak, wiem, jestem koszmarna, jeżeli chodzi o bezprawne betowanie i nadużywanie funkcji admina. O poprawę reszty już grzecznie zapytam.
Nie znoszę, argh, nie znoszę fików o śmierci! Nie znoszę fików o chorobach, zwłaszcza psychicznych, o krwi, o cięciu i ta niechęć bierze się z tego, że wciągają. Wciągają bezlitośnie i jeszcze sypią piasek w oczy, aż nie wiem, co ze sobą zrobić, więc miętoszę swoje dłonie na kolanach, niepewnie w końcu podnosząc je na klawiaturę. I w tej chwili dziękuję, że były te błędy, bo najpewniej połamałabym sobie palce z tego wszystkiego i nic Ci nie napisała, o.
W sumie ten mój komentarz i tak jest niekonstruktywny i mało pocieszny, ale to wszystko Twoja wina, Twoja, Twoja! Jak dzisiaj będzie mi się śnić pokój o barwie jasnej oliwki, to Cię osobiście utłukę pod koniec września, zobaczysz.
I tak właściwie to nie wiem, co mogę Ci jeszcze napisać. Że poprawiłaś się znacznie w pisaniu? Wiesz to. Że mi się cholernie podoba? To też wiesz. Że będę dzisiaj rozpamiętywać? I to także.
Amen.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Disorder Heaven Strona Główna -> One-shoty / Dir en Grey Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1