Forum Disorder Heaven Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
[ReitaxRuki] Miłość w Edycji Limitowanej [NZ - 2/?][Y]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Disorder Heaven Strona Główna -> Kontynuowane / the GazettE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
tess.
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowa Sól/Zielona Góra

PostWysłany: Wto 20:11, 11 Sie 2009    Temat postu: [ReitaxRuki] Miłość w Edycji Limitowanej [NZ - 2/?][Y]

TYTUŁ: Miłość w Edycji Limitowanej
DATA: 25.03.2009 - ?
PARA: Reita/Ruki
GATUNEK: obyczajowy, AU
OD LAT: 13+
OSTRZEŻENIA: na razie brak
NOTKA AUTORSKA: Jeszcze nigdzie nie publikowane. I wątpię, czy to skończę, nie wiem. Pisanie dla mojego Cebika, miało nie iść w świat... Ale cóż, zobaczymy.



ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Kiedy koniec?
- Nie doszliśmy przecież nawet do połowy.
- Ale mamo...
- Uspokój się, Akira. Czujesz to wgłębienie czoła, o tutaj? Tak, wsuń tutaj początek dłoni i połóż dłoń na twarzy. Masuj punkt, który dotkniesz końcem środkowego palca, to jest czwórka.
- Ale co to da?
- Nie kłóć się, Dotyk dla Zdrowia jest cudowną metodą.
- Mamo, ale tu jest napisane, że na żołądek masuje się pierś pod lewą stroną, nie prawą.
- Och? Racja. No trudno, masz już zdrowszą wątrobę.
- ...no dobra, to ja poszukam tej czwórki...
Nigdy nie miałem serca mówić matce w twarz, że uważam jej metody za po prostu głupie, a Dotyk dla Zdrowia na pewno nie pomoże mi w bólu brzucha, więc nie mogę jej tego powiedzieć i teraz. Reszta badania odbywa się w milczeniu, jej dłonie spokojnie sunął po mojej skórze, odblokowując poszczególne meridiany. Wzdycham i patrzę na zegarek. Jeszcze pół godziny.
Ratuje mnie telefon, gdy matka z niezadowolonym pomrukiem odsuwa się i wyciąga swoją komórkę z torby. Siadam na taborecie, a ona odbiera, wychodząc do drugiego pokoju. Chwilę jej nie ma, lecz kiedy wraca, jest tak niezadowolona, że kuchnia nagle wydaje się strasznie ciasna.
- Mikoto dzwoniła. Jej Takanori znowu ma doła – mówi, zaciskając po chwili usta w cienką kreskę. Kiwam głową. Matka z zawodu jest pedagogiem w szkole specjalnej, zajmuje się dzieciakami z różnego rodzaju chorobami. Czasem jednak musi robić za psychologa, a odbyte kursy pozwalają jej na pracę uzdrowicielki. Pani Mikoto już nieraz zwracała się do niej o pomoc ze swoim dzieckiem, jednak zawsze kończyło się klęską. Chłopak był nieugięty.
- Jedziesz do nich? – pytam więc ostrożnie. W tej chwili lepiej uważać, jest wyraźnie podenerwowana.
- Muszę. Chodź, pojedziesz ze mną, odwiozę cię od razu na siłownię. Tak wiem, że masz ją dopiero za godzinę – macha niecierpliwie ręką, gdy otwieram usta. – Posiedzisz ze mną. Może tobie się uda odczarować tego chłopaka – śmieje się gorzko z własnego żartu, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wcale się jej nie dziwię. Skoro ona nie potrafi, to co ja mogę w tej sprawie zrobić...?



Sączę smętnie herbatę. Minęło piętnaście minut, odkąd siedzę w ładnie oświetlonej kuchni, która jednak teraz wydaje się być najbardziej ponurym miejscem na świecie. Nie ratują jej nawet kryształowe dzwoneczki w oknie ani kolorowe doniczki na parapecie.
Okazuje się, że Takanori tym razem milczy. Nie odzywa się od wczoraj, nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Nie śmieje się, nie wzdycha. Czasem tylko pokasłuje, ale to i tak tylko tedy, gdy jego gardło nie może wytrzymać łaskotania. Nikt nie ma pojęcia, dlaczego się tak zachowuje, co doprowadza panią Mikoto do rozpaczy.
Po upływie pięciu minut pojawia się matka. Jest wyraźnie zmęczona, siada ze zrezygnowaniem na krześle obok mnie. Pociera palcami oczy, opierając łokcie na stole. Milczy, ale nie musi nic mówić. Wszyscy znają już przebieg tej wizyty.
- Idź do niego – mówi nagle, podnosząc głowę i patrząc na mnie. Krztuszę się herbatą, a pani Mikoto uderza mnie odruchowo dłonią po plecach.
- Dziękuję – udaje mi się w końcu wydusić. – Słucham...? Przecież nic nie zrobię, przecież ja...
- Nieważne, muszę porozmawiać z Mikoto – warczy, a ja wstaję potulnie i wychodzę z kuchni. Jak przestraszony piesek, doprawdy.
Pukam do pokoju. Cisza. No tak, czego się spodziewałem, że specjalnie dla mnie odezwie się i krzyknie „Proszę”? Wchodzę więc ostrożnie, mrugając oczami. Ciemno. Co się dziwić, w oknie wiszą grube, ciężkie zasłony, ograniczając skutecznie dopływ światła słonecznego. Mimo to, lampa nie jest zapalona.
W pierwszej chwili go nie dostrzegam. Rozglądam się niepewnie po pokoju, nie zauważając niczego szczególnego. Sam nie wiem, czego się spodziewałem – zakrwawionych ścian, potłuczonych wazonów na podłodze? W każdym razie czegoś, co choćby sugerowało, że coś tu jest nie w porządku.
W końcu mój wzrok zatrzymuje się na łóżku i na chwilę serce przestaje mi bić. Czuje się, jakby jego spojrzenie wwiercało się w moje ciało, przechodziło przez nie i omiatało drzwi za mną, a może jeszcze dalsze rzeczy. Wytrzymuję to jednak, wpatrując się w jego oczy. Mimo mroku w pokoju dostrzegam, że nie są ciemne. Ma także jasne, roztrzepane włosy. Więcej ciężko mi powiedzieć, brak światła nie pozwala na dokładną charakterystykę.
Nie wiedząc, co za sobą zrobić, siadam pod ścianą. Obserwuje mnie. Czuję, jak jego wzrok ślizga się po moim ciele, niczym spojrzenie krytyka na wystawie obrazów. Pozwalam mu na to, samemu po prostu przyglądając mu się ze spokojem. Po jakimś czasie nacisk jego zainteresowania moją osobą słabnie, kiedy przechyla nieco głowę i – kompletnie obojętny – patrzy w okno. A raczej w ciemne zasłony, które zakrywają szyby.
Kazano mi iść do niego, a nie rozmawiać. Nie odzywam się więc, sięgam za to po kartki, które leżały niedaleko mnie. Widać matka chciała zmusić go do pisania tego, czego nie chciał powiedzieć, ale bez skutku – były całkiem czyste. Biorę jedną i dla zbicie czasu składam na pół, potem jeszcze raz. I po przekątnej. Nigdy nie byłem dobry w origami, ale pech chciał, że muszę się tego nauczyć na przyszłą lekcję sztuki. A skoro mam tu siedzieć bezczynnie kolejne pół godziny, to lepiej już zająć się czymś tak nudnym i głupim.
Szczerze mówiąc, jestem wściekły na matkę. Niepotrzebnie mnie zabrała, nie wiem, co do niego mówić, a nawet, jeżeli on wie, to tego nie powie. Taka „rozmowa” prowadzi do nikąd. Jego też w tej chwili nie znoszę. Denerwują mnie ludzie, którzy zamykają się w swoim pokoju, w swojej depresji, twierdząc, że cały świat jest zły albo – jeszcze lepiej – że nie zasługują na życie. Takie osoby to już kompletny koszmar, bo jak można nie zasługiwać na coś, co jest osobistą sprawą każdego człowieka?
Kolejne zgięcia, parę wygładzeń. Cholera, znowu krzywo. Poprawiam.
Nie mam pojęcia, co mu się stało. Nie mam pojęcia ja, nie ma pojęcia matka, nie ma pojęcia pani Mikoto. On pewnie też nie wie, o co chodzi, po prostu wygodnie mu się tutaj tak zamknąć, z dala od ludzi, z dala od całego życia. Pragnie umrzeć w samotności? Idiota, sprawia wszystkim od cholery kłopotu.
Składam. I jeszcze raz. Zaginam i rozwijam. I... cholera, znowu brzydki.
Łatwo się zniechęcam, więc podnoszę oczy znad głupiego, papierowego kwiatu i zamieram. Przygląda się. Ale nie z tą natarczywością, którą widziałem u niego wcześniej. Teraz spojrzenie jest spokojne, można rzec... zaciekawione?
Przenosi spojrzenie na moje oczy. Milczy. Nie rusza się. Ponownie spogląda na kwiat w moich dłoniach. Potem znowu na mnie. Ani jednego ruchu więcej.
On czeka.
Na to odkrycie lekki dreszcz podniecenia przechodzi przez moje ciało. Coś się stało. Jeszcze nie wiem, co to jest, ale coś się wydarzyło, coś, co nie miało miejsca, gdy była tu matka. Zaraz potem jest przypływ lekkiej paniki. Na co czeka? Co mam teraz zrobić?
Przygryzam wargę i przesuwam się kawałek do przodu. Jego spojrzenie natychmiast staje się czujne, uważnie obserwuje każdy mój ruch. Zastygam więc w miejscu, pozwalając mu się przystosować do tego, że znajduję się te dwadzieścia centymetrów bliżej. I potem jeszcze kawałek. I jeszcze.
W końcu kładę nieco pogięty kwiat na skraju łóżka i odsuwam się na bezpieczniejszą odległość. Obserwuje mnie jeszcze chwilę, a potem jego spojrzenie spoczywa na złożonej kartce. Wyciąga ręce i bierze ją w dłonie, gładząc jej krawędzie palcami. Przysuwa ją bliżej twarzy i ogląda.
Uśmiecha się.
Mgliście zdaję sobie sprawę, to jest właśnie ten moment, kiedy przestaję go uważać za wielce pokrzywdzone dziecko z dobrego domu, a obrazuje się przede mną postać młodego człowieka, w którego życiu pojawił się jakiś niebezpieczny, wciąż niewykryty błąd. Natychmiast pojawia się także potrzeba odnalezienia owej usterki i sprawienia, by znikła.
W tym momencie drzwi otwierają się, struga światła zalewa pokój. Podnoszę głowę i patrzę na matkę. Ale ona wcale nie odwzajemnia tego spojrzenia, przygląda się za to Takanoriemu. Zerka to na kwiat, to na niego, zaciskając usta w wąską linię.
A kiedy w końcu patrzy na mnie, dopada mnie niejasne przeczucie, że właśnie w moim życiu zaczął się jakiś nowy etap. Może nie do końca je umili, ale na pewno wprowadzi zmiany.
Duże, bardzo duże zmiany.





ROZDZIAŁ DRUGI

- Ale dlaczego właśnie ja? – pytam po raz setny tego wieczoru, uderzając nerwowo opuszkami palców w blat stołu. Matka krząta się przy kuchence, gotując zupę na jutrzejszy obiad.
- On nie potrzebuje nadopiekuńczej kobiety nad sobą, potrzebuje za to przyjaciela – odpowiada cierpliwie, nabierając odrobinę wody z garnka na łyżkę i smakując. – Cholera, znowu przesoliłam.
Wzdycham ciężko, ignorując fakt, że w końcu mój organizm zostanie całkowicie wysuszony z powodu nadmiaru soli. Wrobiłem się. Wrobiłem się idealnie, perfekcyjnie, dokładnie tak, jak tylko ja potrafię się wrobić. Do końca, po uszy, stojąc w tym sztywno jak widły w gównie.
Nie chodzi o to, że mam coś do tego chłopaka. Zobaczyłem go raz, krzywdy mi nie zrobił, ale mimo wszystko wiem, że są ciekawsze zajęcia na wieczory niż niańczenie zamkniętego w sobie dzieciaka.
- Akira, proszę cię. On nie dogaduje się z ojcem. Nie ma przyjaciół, a jest tylko rok od ciebie młodszy – powiedziała cicho matka, mieszając w garnku drewnianą łyżką. – To zaledwie parę dni, musisz się dowiedzieć, co się stało, bo inaczej w życiu mu nie pomożemy.
Kładę się na stole, pocierając ze zrezygnowaniem czołem o chłodny blat. Taa, nie dogaduje się z ojcem... Pewnie oczywiście stąd są wszystkie problemy, czuje się niekochany i samotny, bo ojciec nie pozwolił mu jechać podbijać Ameryki. Prycham się w irytacją, ponownie kręcąc głową, szukając wygodniejszego miejsca.
- I co ja mam zrobić, zastąpić mu tego ojca? – pytam w końcu ni to matki, ni to blatu. – Jak ja to niby mam zrobić, skoro nawet swojego nie daję rady...?
W kuchni zapada milczenie, nawet zupa gotuje się jakoś ciszej. Słyszę dźwięk odkładanej łyżki i lekkie kroki. Po chwili ciepła dłoń na moich włosach.
- Dasz radę, Aki. Jesteś silny i wierzę, że dasz radę – mówi szeptem. Podnoszę głowę, przyglądając się jej ze zmęczeniem. Uśmiecha się, całując mnie w czerwony odcisk na czole.
- Nic nie obiecuję, ale spróbuję – stwierdzam w końcu, podpierając podbródek dłonią.
Zupa zabulgotała radośnie.



Jest ciężko. Żeby nie powiedzieć, że fatalnie. Właściwie... Jest jeszcze gorzej niż wczoraj. Wczoraj chociaż mnie obserwował. Dzisiaj stracił całe zainteresowanie. Czasem zerka na mnie, obojętnie obserwując to, co robię, po czym ponownie odwraca twarz do zasłoniętego okna.
W ten sposób mija pierwsza godzina. W końcu, kompletnie zniechęcony, sięgam po kartki i staram się wykonać te koszmarne kwiaty. Kartka gniecie się i gniecie, ale rośliny to nie przypomina. Prycham więc z niechęcią, odrzucając na bok bryłę.
Tak jako jak i wczoraj, zaczyna ją obserwować. Ogląda, aż w końcu rzucam mu ją, wzruszając ramionami. Spada na pościel, a on bierze ją ostrożnie w palce i odwraca, przypatrując się każdej stronie. W końcu wskazuje dłonią na czyste kartki, patrząc na mnie wyczekująco.
Mrugam szybko. Och. Coś się zaczyna dziać.
Podaję mu część stosu, wracając zaraz na swoje miejsce pod ścianą. Takanori podnosi się powoli, przesuwając się w stronę biurka znajdującego się tuż obok łóżka. Opiera na nim dłonie, kładąc na nim kartki. Bierze jedną i zagina. Ostrożnie prasuje nowopowstałą krawędź palcami. Po chwili jeszcze raz. Rozprostowuje. Składa. Obserwuję, jak wykonuje dokładnie te same ruchy, co ja przed chwilą, z tą różnicą, że jego są płynne, delikatne. Mają w sobie wiele niepewności, ale wszystko, co robią, czynią dokładnie, o czym przekonuję się po chwili, gdy pokazuje mi idealnie złożony kwiat. Podnosi na mnie oczy, po czym zsuwa się z łóżka, klęcząc przede mną na ziemi. Unosi dłoń i kładzie kwiat na samym środku dywanu, który nas dzieli, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. Trąca figurę palcami, popychając ją leciutko w moją stronę.
Powoli się przesuwam, nie spuszczając z niego wzroku. On też uważnie mnie obserwuje, bez zmrużenia oka. Śledzi każdy mój ruch, gdy wyciągam rękę, ostrożnie ujmując jego pracę w palce. On sam rozluźnia się dopiero wówczas, gdy ponownie dzieli nas cała szerokość dywanu.
Spoglądam na kwiat. Śliczny. Idealne wykonanie, nie chce mi się wierzyć, że złożył go, przyglądając się moim ruchom z drugiego końca pokoju, w tych koszmarnych ciemnościach... Uśmiecham się, podnosząc na niego oczy. Powoli się wychylam, chcąc oddać mu papierową bryłę, ale kręci głową, zatrzymując mnie uniesioną ręką. Po chwili kąciki jego ust wyginają się leciutko ku górze, gdy przesuwa w powietrzu palcami z kwiatu na mnie.
Wdzięczność.
Siedzę nieruchomo, ostrożnie badając opuszkami każdą krawędź kartki. W końcu kładę go na kolanach, a Takanori na ten gest kiwa głową, dalej mnie obserwując. Sam zaczynam się już w tym gubić – kto kogo tutaj próbuje rozgryźć? Pragnę odgadnąć jego myśli, ale on też nie spuszcza ze mnie wzroku, wiercąc ciemnymi źrenicami w moim umyśle. Obydwoje wykonujemy jakieś ruchy i czekamy na reakcję.
- Dziękuję – mówię w końcu cicho, gładząc leciutko pojedynczy płatek kwiatu. Jego do tej pory dość napięty, wyczekujący wyraz twarzy ustępuje modyfikacji, gdy mruży oczy, a jego głowa przechyla się delikatnie na bok.
Zadowolenie.
Patrzymy tak na siebie, gdy dzieli nas szerokość dywanu. Jest tutaj nieco jaśniej niż w kącie na łóżku, w którym dotychczas siedział, zauważam więc, że jego oczy są niebieskie, a usta jasne, różowe. Mimo tego, że twarz wcale nie była pociągła, a rysy dziewczęce, wyglądał dość delikatnie. Jasne kosmyki opadają mu spokojnie na twarz, gdy wpatruje się we mnie uporczywie. W pewnej chwili podnosi rękę do góry i dotyka nią czubka swojego nosa, przesuwając nią po chwili po policzku, tworząc linię prostą pod okiem. Zamrugał, patrząc na mnie wręcz pytająco.
- Ach, opaska – odgaduję w końcu, jednocześnie dotykając opuszkami materiału na swojej twarzy. – Kompleks nosa – mówię na pół rozbawieniem, na pół z zażenowaniem. Wpatruje się we mnie dalej, wzdycham więc męczeńsko. – Po prostu go nie lubię – stwierdzam, opuszczając dłoń. Mruga ze dwa razy w geście zrozumienia.
Dalej nie było okazji, bym usłyszał jego głos. W mojej obecności ni kichnie, jedyny dźwięk, jaki wydaje sam z siebie, to szelest rzęs. Ma ładne, długie, czarne rzęsy, uświadamiam sobie, obserwując uważnie jego twarz. Nie, jego rysy zdecydowanie nie są dziewczęce, ale mimo wszystko ma w sobie coś, co nadaje mu wyjątkowo... no, nazwijmy to – uroczego wyglądu.
Uśmiecham się lekko na tą myśl. Jest po prostu śliczny, mimo tych szarych cieni pod oczami.
Dalsze minuty mijają w ciszy, gdy nie porusza się, tylko powoli przesuwa wzrokiem po każdym fragmencie mojego ciała. Pozwalam mu na to ze spokojem. W końcu ostrożnie, nieśpiesznie przesuwa się kilka centymetrów do przodu, w moją stronę. Patrzy mi w oczy, jakby szukając jakiegoś znaku, że mogę mu coś zrobić. Jednak widocznie został uspokojony, gdyż ponownie się przysuwa. I patrzy. Znowu śledzi wzrokiem każdy mój najdrobniejszy ruch – mrugnięcie, poruszenie klatki piersiowej przy wdechu, opadnięcie paru kosmyków na twarz.
W końcu unosi nieśmiało swoją dłoń i dotyka opuszkami palców mojej. W ułamku sekundy cofa je szybko, jednak zaraz ponownie ją dotyka, badając linię moich paznokci. Nie poruszam się, ba, staram się nie oddychać, nie chcąc go spłoszyć. Obserwuję jego twarz z jakimś dziwnym zafascynowaniem, gdy tak uważnie studiuje każdą najmniejszą rysę pod palcami. Po chwili sięga nieco dalej, badając wystające kostki. Uśmiecha się lekko, wodząc po nich nieśmiało. On sam skórę ma miękką, nieco chłodną, ale jej dotyk i tak powoduje u mnie przyjemne ciepło. Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy ani na moment, gdy obserwuję tę subtelną grę uczuć na jego twarzy.
- Śliczny – wyrywa mi się nagle, a on podnosi szybko głowę, patrząc na mnie z lekkim strachem w oczach. Rozluźnia się jednak, mrugając szybko, gdy uzmysławia sobie, że to o nim, a ja wzruszam ramionami, sam zakłopotany owym stwierdzeniem. O dziwo jednak wcale się nie cofa, tylko odwraca twarz, chowając się za włosami.
Rumieni się.
Śmieję się cicho, a on natychmiast podrywa głowę i przygląda się mi. Jego warga drgnęła lekko, zupełnie tak, jak gdyby sam powstrzymywał się od śmiechu. Jednak z jego ust nie pada żaden dźwięk, a on sam – pełen jakiegoś nagłego zakłopotania – patrzy w dół. Siłą się powstrzymuję, by nie wyciągnąć dłoni przed siebie i nie pogłaskać go po włosach, taki rozkoszny widok stwarza. Muskam więc lekko opuszkami palców jego dłoń, a on odwzajemnia ten delikatny dotyk.
Długi czas później pewnie wielokrotnie zastanawiałbym się, kiedy nastąpił moment, w którym go pokochałem. Kiedy jednak teraz patrzę na jego łagodną, dość spokojną twarz, kiedy nieśmiało przesuwa dłoń nieco dalej i wsuwa ją we wnętrze mojej, jestem pewien, że to właśnie ta chwila. Tym bardziej, że zaciskam mocno palce, a on podnosi głowę i patrzy na mnie z lekkim uśmiechem, przechylając ją jednocześnie na bok.
Przyszłe dni zapowiadają się wyjątkowo ciekawie.


Ostatnio zmieniony przez tess. dnia Wto 20:32, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karyaa
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:50, 12 Sie 2009    Temat postu:

Nie publikowałaś? Szkoda wielka, bo fik dobry. Pomysł ciekawy, i tak ładnie opisywałaś Rukiego z perspektywy Reity. Pasowała tutaj ta powolna akcja, które trochę przyspieszyła z drugim rozdziałem. Tylko że – właśnie, nagle takie bum z ta końcówka. Od razu o pokochaniu; nie pasuje mi to zupełnie. Dwa razy go w życiu zobaczył i tak nagle? Zawłaszcza ze Ruki był takim trudnym człowiekiem? Byłam pewna będziesz pomału opisywać jak Ruki coraz bardziej zaczyna akceptować Reite, jak malutkim kroczkami zaczynają siebie lubić. Może takie odczucia mam, bo spodziewałam się czegoś innego; nie bierz do siebie mojego komentarza. Chciałabym jednak wiedzieć – do początku zamierzałaś w takim tempie pisać tego fika?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tess.
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowa Sól/Zielona Góra

PostWysłany: Śro 0:58, 12 Sie 2009    Temat postu:

Wiesz, kiedyś u stało się u mnie coś takiego, że spotkałam po raz pierwszy pewną osobę... I pokochałam ją od razu, choć ani razu jej nie dotknęłam, wymieniłam ledwie kilka zdań. Ale strzeliło mnie koszmarnie, dalej się z tego leczę, szczerze mówiąc, chociaż nie mam z ową osobą kontaktu ^^;;
Więc zdarza się coś takiego, ale nie, nie mam zamiaru prowadzić tego w szybkim tempie. Pasuje mi raczej bardziej zwykłe trzymanie się za ręce, dopiero po dłuższym czasie objęcie, po jeszcze dłuższym pocałunek... Metoda małych kroczków właśnie. I nie martw się, Ruki tak szybko Reity nie zaakceptuje, o nie ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karyaa
Administrator



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 1:06, 12 Sie 2009    Temat postu:

To dobrze XD po prostu słowo 'pokochałem' nie pasuje mi tutaj, bardziej bym napisała ze zapragnał go poznac blizej, zaurczył sie itd.
A tak na marginesie - wiesz ze musiałam kiedys napisac miniaturke Jaeho z uzyciem slowa 'edycja limitowana'? XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eriko
Nowicjusz



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ruda Śląska

PostWysłany: Czw 21:16, 13 Sie 2009    Temat postu:

Mnie sie bardzo podoba to opowiadanie. Szkoda że akcja sie dzieje między domem Reity i Rukiego. Nie ma mowy o szkole ani o niczym innym, ale bardzo fajnie sie czyta xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheila
Nowicjusz



Dołączył: 13 Sie 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zawoja.

PostWysłany: Pią 11:17, 14 Sie 2009    Temat postu:

Pomimo że obiecałam sobie, iż podczas czytania opowiadań płakać nie będę, to i tak pod koniec drugiego rozdziału siedziałam z pudełkiem chusteczek w łapie. >.> Naprawdę nie wiem czemu, ale przy opowiadaniach Twojego autorstwa zawsze ryczę jak małe dziecko. W takiej sytuacji zgodzę się ze słowami mojej znajomej, mówiącymi, że piszesz "przeurocze opowiadania doprowadzające człowieka do płaczu". (czy jakoś tak. X__x) Liczę na to, że napiszesz ciąg dalszy, bo to opowiadanie zdecydowanie jest moim faworytem spośród wszystkich innych. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reiki
Praktykujący



Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...się biorą dzieci?

PostWysłany: Wto 23:00, 15 Wrz 2009    Temat postu:

Dooobre, nawet bardzo. Czyta się bardzo przyjemnie, no i pomysł jest świetny. Bardzo mnie zaciekawiłaś, więc czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy. Poważny ten fik, ale nie brak oczywiście momentów, które mnie powaliły twarzą na klawiaturę... np. "Zupa zabulgotała radośnie" czy te widły w gównie xDDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceb-sama
Nowicjusz



Dołączył: 31 Sie 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Barcin

PostWysłany: Sob 23:50, 19 Wrz 2009    Temat postu:

Tess, wiesz, że uważam, iż ten fick jest boski, świetny i w ogóle mrrrr. A jak przeczytałam, że mi dedykowany, to aż mnie w brzuchu skręciło <3 mhm, będę cię męczyć o następną część. Tak samo jak o fick z autobusem miejskim. no! <333
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eskimoza
Nowicjusz



Dołączył: 23 Cze 2011
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:49, 23 Cze 2011    Temat postu:

HOHOHO CUŻ ZA PSYHODELA
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Disorder Heaven Strona Główna -> Kontynuowane / the GazettE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1